Wang Yu chodził wzdłuż korytarza, trzymając splecione dłonie. Zatrzymywał się przy drzwiach do sypialni królowej, licząc że może w końcu usłyszy płacz dziecka. Kiedy to się nie działo, szedł dalej. Eunuch króla spoglądał rozbawiony na swojego króla. Stali tam już dwie godziny. Ostrzegał króla, że poród to nie taka szybka sprawa. Wang Yu po raz kolejny spojrzał na drzwi, ale tym razem usłyszał głośny krzyk swojej żony. Momentalnie zbladł i spojrzał na swoich towarzyszy.
Minęła ósma godzina, ściemniło się już a król zmęczony siedział na krześle przyniesionym przez służbę. Nie chciał nawet odejść na chwilę. Kiedy drzwi się otworzyły i zobaczył Yao Ming, poderwał się do góry. Kobieta tylko go wyminęła po pobiegła korytarzem, mówiąc że potrzebują ciepłej wody.
Po kolejnej godzinie Wang Yu zaczął robić się senny, ale nalegania eunucha aby poszedł spać na nic się nie zdały. Król był uparty. Usiadł wygodnie i w duchu błagał Buddę, aby męczarnia jego żony się zakończyła. Przymknął na chwilę oczy, a do jego uszu dobiegło krzyczenie małego dziecka. Otworzył gwałtownie oczy i spojrzał z uśmiechem na drzwi. Wstał z miejsca i zerknął na Moo-Songa, który posłał mu uśmiech. Z sypialni wyszła jedna z dam dworu kłaniając się nisko.
–Panie, to mały książę!–ogłosiła z uśmiechem.
–Jest zdrowy? Co z Arisą?–zapytał kładąc dłonie na jej ramionach.
–Książę, jest duży i zdrowy. Jej wysokość pokazała, że ma w sobie dużo siły. Poród nie należał do najłatwiejszych.–Powiedziała, a zza drzwi wychyliła się Yao Ming.
–Panie, chciałbyś wejść?
Wang Yu nie odpowiadając ruszył w stronę drzwi. Wyminął służące, które w misce wynosiły zakrwawione chusty. Spojrzał na łoże, gdzie leżała jego żona a tuż obok niej zawinięty w czerwony koc dziecko. Podszedł bliżej i siadając na łóżku spojrzał na syna. Miał czarne niczym kruk włosy oraz równie ciemne oczy. Był idealnym połączeniem swoich rodziców. Wang delikatnie przejechał dłonią po jego głowie. Spojrzał na zmęczoną twarz swojej żony, która uśmiechnęła się w jego stronę.
–Jak go nazwiemy?–zapytał z uśmiechem.
–Manse.
To imię idealnie do niego pasowało, był spokojnym i wesołym dzieckiem. Uwielbiał czuć obecność swoich rodziców przy sobie. Mało płakał, zazwyczaj leżał spokojnie obserwując to co go otacza. Stał się oczkiem w głowie swoich rodziców. Król nawet z przypływu radości nakazał rozdać jedzenie najbiedniejszym, aby oni również radowali się narodzinami księcia Manse.
***
Tahwan, który był rozżalony myślą o opuszczeniu Goryeo, rozmyślał nad tym co go dalej czeka. Umrze z głodu na jakimś odludziu? Czy może ktoś go zabije? Nie był niczego pewien. Siedząc w lektyce cieszył się jedynie z tego, że w tej podróży towarzyszy mu Szakal. Młody książę sądził, że może uda mu się zostać w pałacu Wanga Yu. W końcu ostatnimi czasami żyło im się lepiej. Z rozmyśleń wyrwało go nagłe zatrzymanie lektyki.
–Wasza wysokość, czas na postój.
Słońce chowało już się zza horyzontem. Zatrzymali się w jednej z królewskich rezydencji na północ od głównego pałacu. Usiadł obok Szakala i wsłuchiwał się w dźwięk rozpalonego ognia, który dodawał mu odrobinę spokoju. W głębi jednak czuł, że coś musi się wydarzyć. Nie mylił się dużo, godzinę po zachodzie słońca zaatakowano ich.
***
Następnego dnia około południa, Arisa wyszła z księciem na krótki spacer. Trzymała dziecko na rękach pokazując mu pączki kwiatów. Chłopiec miał już trzy miesiące i z zainteresowaniem patrzył na swoją matkę. Arisa zatrzymała się niedaleko dziedzińca gdzie spostrzegła swojego męża rozmawiającego z nieznanymi jej mężczyzną.
– To El Temur...–szepnęła jedna ze służących.
– Co on może chcieć? – zapytała cicho.
– Pani, może lepiej wróćmy do pawilonu.
Kobieta przyznała jej rację i odwróciła się. Arisa szła prosto w stronę swojego pawilonu, rozmyślając dlaczego regent Yuan'u przybył do Goryeo. Królowa wyszła z ogrodu, ale zatrzymała się gwałtownie widząc nieznanych żołnierzy stojących przed wejściem do jej pawilonu. Książę Manse, który wciąż był na ramionach swojej matki momentalnie zaczął płakać. Arisa przytuliła go lekko i wolnym krokiem ruszyła w stronę mężczyzn.
– Kto idzie? – zapytał jeden z nich. Był to wysoki mężczyzna w złotej zbroi. Miał on krótkie włosy z jednym cienkim warkoczu na boku głowy.
– Królowa Arisa. – Yao Ming spojrzała na mężczyznę.
– Skoro tak, proszę natychmiast wejść do pawilonu i poczekać na dalsze rozkazy El Temura.
Arisa spojrzała na Yao Ming i wyminęła mężczyznę wchodząc do budynku. Pierwszą rzeczą jaką zrobiła było położenie dziecka w łóżeczku. Sama po tym usiadła na krześle przy stole i pogrążyła się w myślach. Co musiało się zdarzyć? Ma czekać na dalsze rozkazy El Temura? Miała ochotę wyjść i udać się do Wanga Yu i wypytać o wszystko co się dzieje w pałacu. Jednak obecność żołnierzy z Yuan'u z pewnością by jej na to nie pozwoliło.
– Pani, syn El Temura chce z tobą porozmawiać. – z zamyśleń wyrwał ją głos Yao Ming. Spojrzała na nią.
– Niech wejdzie – odparła – zabierz księcia do innego pokoju i nakarm.
Yao Ming wzięła Manse na ręce po czym wyszła z pokoju wymijając w progu tego samego mężczyznę, który nakazał im pozostanie w pawilonie. Mężczyzna spojrzał na nią i zasiadł na wolnym miejscu. Kobieta spojrzała na niego podejrzliwie i czekała na jakikolwiek ruch z jego strony.
– Nazywam się Dang Ki Se i teram możesz ze mną współpracować lub zginąć z resztą.