poniedziałek, 30 maja 2016

Prolog

 

     Szedł dum­nym kro­kiem, a jego towa­rzy­sze tuż za nim. Kolejne zwy­cię­stwo. Bun­tow­nicy z róż­nych stron Goryeo zostali poko­nani. Doko­nał tego wła­śnie on – Li Baio. Samo wypo­wie­dze­nie tego imie­nia przy­pra­wiało o gęsią skórkę. Wojow­nicy prze­mie­rzali zatło­czoną i gło­śną od wiwa­tów ulicę. Kobiety patrzyły na nich zauro­czone, a męż­czyźni, nato­miast z sza­cun­kiem. Każdy oddał im pokłon w podzięce. Wybie­rali się do samego króla. Będąc już pod bra­mami pałacu sta­nęli na chwilę by już po zale­d­wie ułamku sekundy zoba­czy otwie­ra­jące się wrota. Straż­nicy sto­jący przy nich ukło­nili się nisko. Baio dokład­nie każ­dego z nich znał. Przed zosta­niem jed­nym z naj­więk­szych wojow­ników robił za chłopca na posyłki. Nieg­dyś czter­na­sto­letni chło­pak uczył się dopiero wła­dać szpadą, ale dużo starsi wojow­nicy nie trak­to­wali jego zapału poważ­nie. Nie miał im tego za złe wie­dział, że naj­lep­szą zemstą za te upo­ko­rze­nia będzie odno­sze­nie coraz więk­szych suk­ce­sów. Przed mar­mu­ro­wymi scho­dami stał niski, star­szy męż­czy­zna. Fu-chi. Był on eunu­chem samego króla Goryeo. Baio i jego kom­pani sta­nęli i ukło­nili się, to samo uczy­nił męż­czy­zna.

– Witaj­cie w kró­lew­skim pałacu. Każdy z Was zosta­nie nagro­dzony, lecz Ty Baio zasłu­ży­łeś na spe­cjalną nagrodę. Król prosi Cię na audien­cję.

Bru­net spoj­rzał ulot­nie na swo­jego przy­ja­ciela Shan-bo. Ten tylko gestem dłoni kazał mu iść za eunu­chem. Tak też zro­bił. Dwaj męż­czyźni szybko prze­mie­rzali dłu­gie bogato zdo­bione kory­ta­rze. Baio z zachwy­tem przy­glą­dał się ręko­dziełu, a także pięk­nym ręcz­nie malo­wa­nym obra­zom. Jego podróż nie trwała długo. Przy­sta­nął przed wiel­kimi zdo­bio­nymi zło­tem wro­tami. Przełknął gło­śno ślinę, a dwaj straż­nicy roz­chy­lili wrota, aby mógł wejść.

Prze­kro­czył próg i od razu zoba­czył wiel­kie pomiesz­cze­nie. Góro­wały tam jasne odcie­nie beżu i bieli. Przez otwarte okna można było ujrzeć kwit­nące wiśnie. Na dębo­wych sto­łach stały wie­kowe wazony z róż­nymi rodza­jami kwia­tów. Na samym końcu ujrzał sta­rego króla. Przy­spie­szył kroku i tuż przed schod­kami pro­wa­dzą­cymi na tron przy­sta­nął i ukląkł. Wzrok zatrzy­mał na podło­dze.

– Baio, wojow­niku Goryeo. -ode­zwał się król – Twoje zasługi są znane w cały kró­le­stwie. Nie wiem co mógł­bym Ci dać za to, co robisz. Bogac­two i zie­mie już masz. Powiedz chłop­cze co byś chciał.

– Panie bro­nie wyłącz­nie dobra miesz­kań­ców. – Baio pierw­szy raz bał się powie­dzieć, czego tak naprawdę by chciał.

– Chłop­cze, za każ­dym razem wycho­dzisz ze zwy­cię­stwem. Proś o co zechcesz. – nale­gał król.

– Panie, pew­nie nie wiesz, ale mam młod­szą sio­strę. -podniósł wzrok na władce. -Ma ona już dwa­dzie­ścia jeden lat. Swatka nie potrafi zna­leźć jej odpo­wied­niego kan­dy­data na męża. Moim jedy­nym życze­niem jest, aby mogła zostać żoną Twego syna. -wyrzu­cił z sie­bie.

– Pro­sisz o wiele. -ode­zwał się. -Ze wszyst­kich stron naszego kró­le­stwa przy­będą panny dobrze uro­dzone, gotowe zostać żoną mojego jedy­nego syna.

– Wiem panie, ale uwa­żam, że żadna z nich nie dorówna mojej sio­strze. -powie­dział mocno wie­rząc w sile swo­ich słów. Znał swoją sio­strę. Była tylko pięć lat młod­sza, a inte­li­gen­cją bez trudu dorów­ny­wała mu. Nie jedna z jej słu­żą­cych chwa­liła jej urodę. Włosy czarne jak kruk, cera biała jak świeży śnieg i lekko różowe usta były jej zna­kami roz­po­znaw­czymi. Nie jeden męż­czy­zna roz­wo­dził się nad jej oczami. Piękne oczy o kolo­rze brązu.

– To mocne słowa. -władca zaśmiał się. -To mój syn ma wybrać sobie żonę. Jutro wszyst­kie kan­dy­datki będą się zjeż­dżać do pałacu, aby zostać podane trzem próbą. Jeśli uwa­żasz, że Twoja sio­stra da sobie radę przy­jedź z nią tu jutro. -Baio uśmiech­nął się sze­roko.

– Dzię­kuję panie. -wstał i opu­ścił pomiesz­cze­nie wymi­ja­jąc w wej­ściu eunu­cha. Fu-chi jak naj­szyb­ciej pod­szedł do króla i sta­nął po jego lewej stro­nie. Spoj­rzał na zdu­mio­nego władcę. Nie wypa­dało mu zapy­tać o czym roz­my­śla, więc tylko przy­glą­dał mu się w zacie­ka­wie­niu. Władca co chwile wypusz­czał gło­śno powie­trze z ust. Nawet sam król nie był świa­dom tego o co może popro­sić wojow­nik.